wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział VII „Nareszcie gram”



W  środę rano obudziłam się radosna i wypoczęta. Wzięłam poranny prysznic, założyłam długą koszulkę i poszłam zrobić śniadanie. Jak się po chwili okazało nie tylko ja wstałam tak wcześnie:
-O wstałaś już. To chodź na śniadanie.
-Co dzisiaj nasz szef kuchni serwuje- zapytałam ze szczerym uśmiechem.
-Dzisiaj mamy mecz więc dużo składników odżywczych w naszych ulubionych naleśnikach. Do tego sok pomarańczowy.
-Pycha. Kto dzisiaj szykuje napoje?
-Z tego co wiem to od dzisiaj mamy sponsora, który daje nam wodę. Natomiast trener dostał po wczorajszym treningu zalecenia, więc dodatki doda on.
-Włączę radio. Trzeba się nastroić.
Po śniadaniu wyprasowałam mój strój i spakowałam torbę. Postanowiłyśmy, że na hale pójdziemy na piechotę. Szłyśmy uśmiechnięte aczkolwiek skupione. Każda z nas miała na uszach słuchawki. Słuchałyśmy piosenek,  które nas nastrajały na mecz i pobudzały do działania. Tego czego brakowało mi do szczęścia to te kilka treningów po wypadku. Na mój widok w szatni dziewczyny bardzo się ucieszyły:
-Daria! Jesteś nareszcie-zauważyła Iga.
-Wika to świetny kapitan. Ale tylko ty potrafisz nas tak zmotywować. Jesteś jedynym kapitanem, który tak krzyczy.
-Dzięki. A teraz nie gadać tylko się rozgrzewać –zaśmiałam się.
Ta presja przed meczem, gdy hala zaczyna się wypełniać a ty wiesz, że ci wszyscy ludzie przyszli tutaj, żeby widzieć wygraną twojego zespołu. Traktuje dziewczyny jak moje siostry. W całym klubie jestem najmłodsza. Wiktoria urodziła się na początku stycznia a ja we wrześniu. Po rozgrzewce weszłyśmy jeszcze do szatni, aby powtórzyć ustalenia. W holu spotkał mnie Tomek:
-Daria! Zaczekaj!- krzykną.-Powodzenia kochanie.
-Dzięki. Co ty tu robisz miałeś być u Wiktora.
-Pojedziemy do niego po meczu. Przecież jak wyjdziemy o 14 to z pewnością zdążymy.
-Dobrze. Trzymaj kciuki.
Weszłam na boisko. Dwa głębokie wdechy i możemy grać. Jako atakująca na mnie leży obciążenie wykończenia większości akcji. Kilka pierwszych zagrań wpadało bez trudu. Jednak później coś się zepsuło. Trener zdjął mnie z boiska. Na twarzach drużyny widać było skupienie. Natomiast kibice zaniepokoili się. Pierwszy set przegrałyśmy do 20. W przerwie każda z nas zastanawiała się co trzeba poprawić. Po chwili przerwy weszłam ponownie na boisko. Kolejne dwa sety należały do na. W czwartym przy remisie 23 do 23 popełniłam błąd w serwisie. To nas pogrążyło. Czekał nas tie-break. W piątym secie kolejne moje błędy spowodowały, że poprosiłam trenera o zmianę. To był kolejny błąd. Spowodowałam to, że dziewczyny zaniepokoiły się. Przy stanie 14-13 dla przeciwniczek trener postawił wszystko na jedną kartę. Weszłam ponownie. Piłka powędrowała do mnie i znowu blok. Przegrałyśmy 3-2. Pogratulowałam rywalką i ze złością na siebie wyszła z hali. Weszłam pod prysznic i nareszcie mogłam wyładować emocje. Z moich oczu wypłynęły tak długo skrywane łzy. Biłam się z myślami. Może jestem za młoda. Co poszło nie tak? Czemu tyle błędów zrobiłam. Gdy wyszłam spod prysznica trener wszedł do szatni:
-Grałyście dobrze. Zrobiłyśmy trochę za dużo błędów. Następnym razem będzie lepie. Widzimy się jutro przed wylotem w siedzibie.
Szybko się ubrałam i postanowiłam wyjść tak, aby Tomek nie zauważył. Niemiałam ochoty na żadne odwiedziny. Mój plan nie wypalił. Przed drzwiami szatni czekał mój chłopak.
-To co kochanie jedziemy?
-Przepraszam cię ale jestem zmęczona. Jutro wylatujemy do Włoch.
-Dobrze to chodź odwiozę cię do domu.
-Dobra.
Wsiadłam razem z Wiką do samochodu. Tomek z Danielem rozmawiali. Natomiast ja słuchałam muzyki. Wysiadłam przed blokiem i szybkim krokiem ruszyłam do domu. Poszłam do pokoju i włączyłam muzykę dość głośno. Nagle ktoś zapukał do drzwi:
-Daria! Nic ci nie jest?- zapytał Tomek.- Mogę wejść?
-Tak proszę.
-Kochanie coś się stało?- zapytał przytulając mnie.
-Przegrałyśmy przeze mnie.
-Każdemu zdarza się słabszy mecz.
-Słabszy tak ale to była jakaś masakra. Dzieci z przedszkola grają lepiej.
-Kochanie ja wiem, że jesteś ambitna. W sobotę kolejny mecz. Na pewno pójdzie wam lepiej.
-Zobaczymy.
Cały wieczór spędziłam w pokoju z Tomkiem. Zasnęłam na jego ramionach. Następnego dnia pospałam chwilę dłużej. Wstałam półtorej godziny przed zaplanowanym wyjazdem. Gdy tylko spojrzałam na zegarek zdenerwowałam się:
-O matko jak późno! Czemu nie obudziliście mnie wcześniej? Nie zdążę.
-Spokojnie- powiedział Tomek.- Już spakowałem ci bagaż a na stole czeka twoje śniadanie.
-Dziękuję. Kochany jesteś- przytuliłam się i dałam mu całusa.
Tomek zawiózł mój bagaż prosto na lotnisko. Pierwszy raz od dłuższego czasu musiałam rozstać się z nim na cztery dni. Na lotnisku ciągle w złym humorze po wczorajszym meczu pożegnałam się z Tomkiem i usiadłam na moim miejscu. Jak się okazało tym samym samolotem leciała kadra seniorów. Mój bilet był kupowany jako ostatni i nie mogłam  siedzieć z nikim z drużyny. 
______________________________________________
Kolejny rozdział. Miłego czytania
:) Komentujcie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz