We wtorek trener dał mi spokojny zestaw ćwiczeń, mimo moich
protestów. W środę i czwartek trenowałam jak zawsze. W piątek po 14 przyjechały
dziewczyny z łodzi. Trenowały do 16. My popołudniowy trening miałyśmy od 16:30
do 18:30.Wróciłam do domu ok. 20, bo byłam jeszcze u trenera. Oglądałam drugi
półfinał między Atomówkami a Chemikiem. Większość kibiców spodziewała się tego
meczu w finale, ale spotkali się już w półfinałach. W sobotę czekał nas 3 mecz
półfinałowy. Nie ukrywałam, obawiałam się tego meczu. Łodzianki są mocnym
zespołem, co zresztą pokazały w 1 meczu. W nocy z piątku na sobotę spałam
dobrze, ale obudziłam się o 7. Wstałam i zrobiłam sobie kawę. Tomek, wraz z
klubem, wczoraj wyjechał na drugi mecz finałowy do Rzeszowa. W pierwszym po
ciężkiej walce wygrali 3-2. MVP został Facundo Conte. Siedziałam z kubkiem
ciepłego napoju, na kanapie i przyswajałam taktykę. Ok. 9 zadzwonił Tomek:
-Mój ranny ptaszek już na nogach? Nie mów, że stresujesz się
meczem.
-Nie no co ty. W poniedziałek Oliwia ma pierwszą chemie.
Będzie na meczu. Co ja jej mam powiedzieć?
-Najlepiej to co masz w sercu i na myśli. Jadłaś cos?
-Jeszcze nie, zaraz zrobię sobie coś pożywnego.
-Odezwij się po meczu. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Gdy rozłączyłam się poszłam do kuchni gdzie zrobiłam
śniadanie. Nasz mesz zaczynał się o 14:45, a chłopaków o 17. Po 11 spotkałyśmy
się na „poranny” trening. Po 14 stawiłyśmy się gotowe do gry. W szatni przed
meczem , odwiedziła nas Oliwia.:
-Dziewczyny! Trzymam za was kciuki. Nawet nie wiecie jak
bardzo chciałabym z wami zagrać.
-Wiemy- odpowiedziałyśmy.
Mecz zaczęła Iwona. Pierwszy set był ekstremalnie trudny.
Wygrałyśmy my go: 28:30. Drugi przegrałyśmy 26:24. Trzeci set wygrałyśmy do 20.
W czwartej patii przy stanie 23:23 serwowała Ola. Jeden as serwisowy i
brakowało nam 1 punktu do wygranej. Druga zagrywka była lżejsza. Budowlanki
spokojnie przygotowały akcje i atakowała jedna z nich. Trafiła bezpośrednio w …
naszego trenera. Zmęczone wróciłyśmy do domów. We własnym salonie obejrzałam
kolejny, wygrany, mecz skrzatów. Świetny, ale trudny jak zawsze na podpromiu.
Byłam wniebowzięta, bo to właśnie mój chłopak został MVP. Duma mnie rozpierała
a z moich oczu popłynął błękitny strumyk łez. Poszłam spać ok 23. Tomek do domu
wrócił nad ranem. Wszedł tak cicho, że zobaczyłam go dopiero rano. Dałam mu
całusa i skierowałam się do kuchni. Mecz miał zacząć się o 14. Po treningu
przed meczem zadzwonił do mnie Tomek:
- Kochanie wyszłaś rano tak cicho. Kidy będziesz w domu?
-Za jakieś 10 minut. Ale tylko na kilka chwil, bo musze
przed meczem protokoły przygotować.
-Dobrze czekam na ciebie kochanie- powiedział i się
rozłączył.
Przebrałam się i skierowałam się w stronę domu. Do
mieszkania weszłam ok. 11. W progu domu przywitał mnie Tomek:
-Jesteś. Siadaj, zrobiłem obiad.
-Już chwileczkę- odpowiedziałam i poszłam do sypialni po
prezent. – To dla ciebie mój mistrzu.
-Dziękuję kochanie. Jaki śliczny- powiedział na widok
breloczka.
-To co pysznego zrobiłeś? Pachnie cudownie.
-Twoje ulubiony naleśniki z serem i owocami leśnymi.
-Mój ty Okraso.
Po obiedzie spakowałam torbę i ruszyłam na mecz. Tomek
przyszedł 30 minut przed pierwszym gwizdkiem. Wyjściowa szóstka prezentowała
się tak: Wiktoria, Milena, Iwona, Gosia, Ewa. Kasia i ja. Pierwszy set
przyprowadzał kibiców o łzy. Gra się w ogóle nie kleiła. Oddałyśmy sera do … 9.
Na drugiego seta weszłam jeszcze bardziej zmotywowana. Był taki moment, że
kończyłam każdą akcję, naszego zespołu, skutecznym atakiem. Później dołączyła
do mnie: Ewa, Iwona i Milena. Drugi i trzeci ser wygrałyśmy 25:19. W czwartym
przyprowadziłyśmy naszych kibiców o zawała serca. 4 piłki setowe dla
Budowlanek, ale to my wykorzystałyśmy 1 piłkę meczową i wygrałyśmy cały mecz
3-1. W rywalizacji do 3 zwycięstw prowadziłyśmy 2-1. Statuetka MVP powędrowała do … mnie. Byłam w szoku, ale
dumna z siebie i dziewczyn. Gd wyszłam spod prysznica, czekał na mnie Tomek.
Uścisnął i wycałował mnie serdecznie. W domu spędziłam miły wieczór w
towarzystwie Tomka, Wiktorii i Daniela. Ok. 20 na moją pocztę mailową przyszły
statystyki. Żadna z nas w ataku nie spadła poniżej 39%. Byłam zadowolona.
Następnego
dnia rano, po śniadaniu, poszłam na lekki trening. Mecz zaczął się o 14:45. Od
pierwszego gwizdka widać było zadyszkę Budowlanek. Mimo tego, zwycięstwa tak
szybko nie oddały. Pierwszego seta wygrałyśmy 29:27. Drugi, również na
przewagi, wygrałyśmy 27:25. W trzecim secie przy wyniku 28:28 na zagrywkę weszła
Wiktoria i „ustrzeliła” jedną z łodzianek. Drugim sersem na tyle uprzykrzyła im
życie, że miałyśmy kontrę. Ostatnia piłkę w meczu, wbiłam na 6 metr. Byłam
zdezorientowana. Cały sztab był zachwycony kibice również. Statuetkę MVP
dostała… Wiktoria. Na świętowanie nie było dużo czasu, bo w finale, matko jak to
pięknie brzmi, czekał już Chemik. Pierwsze mecze już w sobotę i niedziele u
nas. Postanowiliśmy, że skoro do 21 mamy jeszcze 2 godziny, więc pójdziemy do
domu, przebierzemy się i pójdziemy do klubu.
___________________________________________________________
Kolejny rozdział. W tym tygodniu przekroczyliście 1000 wyświetleń. Dziękuje wam i zachęcam do komentowania, bo troszkę mało was udziela komentarza. Za współpracę dziękuje stronie Skra bogiem, a siatkówka nałogiem. Klikajcie Like bo to naprawdę fajna stronka :D https://www.facebook.com/pages/SKRA-bogiem-a-Siatk%C3%B3wka-na%C5%82ogiem/1390024004633443
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz